Ponieważ na blogu Modrak Cafe - link - pojawiło się kolejne wyzwanie z motywem na bis, więc wreszcie miałam motywację do skończenia zaczętej prawie rok temu pracy :) No tak to już ze mną jest, że jak mam wenę to tworzę, a jak mi przejdzie to właśnie tak długo, albo i jeszcze dłużej potrafią czekać na swoją kolej zaczęte prace... Wkurza mnie to nieraz, ale nie potrafię się zmusić za żadne skarby, żeby skończyć. Wszystko do mnie jakoś samo przychodzi - nawet prawko robiłam dopiero jak poczułam wenę do tego :D
No ale wracam do tematu przewodniego oto moja podusia-filiżanka:
I zdjęcia z lampą:
Także zgłaszam podusię do wyzwania:
Niedługo pokażę też pracę na cykliczne kolorki u Danusi, bo też mnie wena naszła :) Także zaglądajcie tu do mnie od czasu do czasu :)
A ja dzisiaj przeszłam chrzest bojowy - pierwszą wyprawę do przedszkola z dwoma berbeciami :) W sumie nie było tak źle - poza początkiem, bo już myślałam że wcale nie pojedziemy do tego przedszkola... Chłopaki oba ubrane - najpierw Starszak i czekał na werandzie, bo tam chłodniej, później Maluch i wystawiony w foteliku czekał z bratem na werandzie i zaś ja się szybciutko ubrałam, wzięłam Starszaka i poszliśmy do auta, a jak podjechałam pod dom żeby przynieść Malucha do auta to się okazało, że miałam otwarte moje drzwi... No i nijak nie szło ich zamknąć! Trzaskałam tymi drzwiami i trzaskałam, ale i tak nie chciały się zamknąć... Coś tam w tym dzyndzlu na drzwiach próbowałam poruszać i kluczykiem przekręcić - i guzik! Jak się nie zamykały tak dalej nic! Zadzwoniłam do Mężusia, ale nie bardzo umiał mi wyjaśnić co to może być, bo nie widzi, ale powiedział, żebym zapaliła silnik i żeby chwilę pochodziło, bo może coś tam przymarzło. Zrobiłam tak, ale jeszcze zadzwoniłam do Taty, który mi wytłumaczył jak działa ten dzyndzel na drzwiach i potwierdził, że albo coś zamarzło albo jest coś ułamane. No ale koniec końców udało się drzwi zamknąć, bo to rozgrzanie auta podziałało :) Tyle że się 30 min, spóźniliśmy do przedszkola, ale co tam :) A później z Maluchem pojechałam jeszcze do MOPS-u zawieźć papiery do becikowego i na zakupy, a ten mój słodziak cały czas spał i dopiero się obudził jak wróciliśmy do domu :)
Także tym optymistycznym zakończeniem żegnam się - do napisania :)
Przygodowa wyprawa z dzieciakami, szczęśliwie zakończona. Oryginalna podusia filiżankowo-kawowa. Tak to jest z tą weną, raz jest, to znów jej nie ma, więc korzystaj.
OdpowiedzUsuńTakiej filiżanki wypełnionej kawusią jeszcze nie było,super wyszła .Powodzenia życzę w wyzwaniu i pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńmięciutka kawka
OdpowiedzUsuńDoskonale się spisaliście w czasie wyprawy do przedszkola! Nawet z drzwiami sobie poradziliście! Wszystko się unormuje, trzeba tylko czasu :)
OdpowiedzUsuńFiliżanka śliczna i bardzo oryginalna!
Podusia kawowa rewelacyjna. Ale ja czuję pewien niedosyt !!! Dlaczgo nie przedstawiłas nam jeszcze młodego człowieka ???
OdpowiedzUsuńZnaczy się był jego maleńki kawałek , ale chłopa w całej okazałości nie było :-)
Super , że pierwszy test podrózny zakończony sukcesem.
Pozdrawiam
Takiej filiżanki jeszcze nie widziałam :) Dlatego jest tak Piękna i wyjątkowa :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńdzięki dziewczyny za miłe komentarze :)
OdpowiedzUsuńAniu - nie było całego chłopaka i nie będzie, bo nie publikuję naszych wizerunków - chyba że jakoś zasłaniam twarze - np. moja fotka zza aparatu :) także przykro mi ale takie mam "widzimisię" :) za to kolejne kawałki jak najbardziej będą :)
Fajna filzanka, milo sie do takiej przytulic :) Ja tez nie daje zdjec dzieci w blogu... tez mam taka zasade ;)
OdpowiedzUsuńale fajna kawunia :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńdziękuję za udział w CANDY
UsuńJako podusia chyba fajna, ale ....
OdpowiedzUsuńRewelacyjna poducha, bardzo oryginalna :)
OdpowiedzUsuńNiezła przygoda. Po takim zabieganym dniu nie ma to, jak się ułożyć na milutkiej podusi:))
OdpowiedzUsuńFajna ta puchata kawa :)
OdpowiedzUsuńJa się staram kończyć wszystkie napoczęte prace, bo właśnie wiem, że jak już coś odłożę... A jednak parę takich rzeczy po kontach leży.
Ehhhh, wyprawy z nosidełkiem... :) Jakie one są cudne kiedy śpią :)
Moja mama miała podobną przygodę w mroźny poranek, tyle że ona drzwi nie mogła otworzyć. Poduszka-filiżanka taka fajna Ci wyszła, że aż zachciało mi się na niej położyć.
OdpowiedzUsuńdziękuję za wszystkie komentarze :)
OdpowiedzUsuńAnnette - powiedz tylko słowo, a poducha będzie Twoja :)